Kryzys oryginalnych treści? Czy Netflixowi kończą się pomysły?

Jeszcze kilka lat temu każda nowa produkcja z czerwonym logotypem „Netflix Original” wywoływała ekscytację. To był znak jakości, świeżości, czegoś, czego nie da się znaleźć nigdzie indziej. Seriale takie jak Stranger Things, The Crown, Narcos, Mindhunter czy BoJack Horseman ugruntowały pozycję Netflixa jako nie tylko dystrybutora, ale także kreatora nowej jakości w telewizji. Ale dziś coraz częściej słychać głosy: „Netflixowi kończą się pomysły”, „Oni kręcą wszystko i nic”, „Same kopie, nic oryginalnego”. Czy rzeczywiście mamy do czynienia z kryzysem oryginalnych treści? A może to naturalna konsekwencja dynamicznego wzrostu? Przeanalizujmy fakty, dane i opinie.

Autor: Admin

Produkcja masowa = spadek jakości?

Netflix od lat stosuje strategię „więcej = lepiej”. Tylko w 2023 roku platforma wyprodukowała lub udostępniła ponad 1 500 oryginalnych tytułów na całym świecie. Mowa o filmach, serialach, dokumentach i programach rozrywkowych.

Ale ilość nie zawsze idzie w parze z jakością. Widzowie i krytycy coraz częściej zauważają:

  • Powtarzalność schematów – wiele produkcji wygląda, brzmi i kończy się podobnie.
  • Krótkowieczność seriali – wiele nowych tytułów nie doczekało się drugiego sezonu, mimo pozytywnych recenzji (1899, The OA, Glow).
  • Utrata oryginalnego tonu – coraz więcej produkcji przypomina bezpieczne „produkty”, a nie odważne eksperymenty, z jakich Netflix słynął na początku.

Zmiana strategii: globalna ekspansja i algorytm nad kreatywnością

Netflix przestał być tylko amerykańskim serwisem z międzynarodowymi ambicjami. Dziś to globalna platforma, która inwestuje ogromne środki w lokalne treści – z Korei Południowej, Indii, Niemiec, Hiszpanii czy Polski. Przykłady? Squid Game, Lupin, Barwy szczęścia (lokalna współpraca), Wielka Woda czy Fenomen.

Z jednej strony to strategia słuszna – lokalne produkcje przyciągają lokalnych widzów i potrafią zdobywać globalną popularność. Z drugiej – coraz częściej mamy wrażenie, że decyzje o produkcji opierają się nie na kreatywności, ale na danych algorytmicznych: co klikane, co oglądane, co „się sprzedaje”.

To prowadzi do powstawania treści „szytych pod dane”, które często są:

  • Bezpieczne narracyjnie,
  • Oparte na aktualnych trendach (np. true crime, thrillery młodzieżowe, dramaty sci-fi),
  • Wizualnie efektowne, ale scenariuszowo przewidywalne.

Co mówią dane i recenzje?

Z danych platformy Rotten Tomatoes i Metacritic wynika, że średnie oceny oryginalnych produkcji Netflixa spadają w porównaniu do lat 2016–2019. Więcej tytułów trafia do kategorii „średnie” lub „rozczarowujące”. Na przykład:

  • The Witcher – pierwszy sezon: średnia ocen 8/10, trzeci sezon: poniżej 6/10.
  • Emily in Paris – mimo sukcesu w liczbach, oceniany jako „koszmarek scenariuszowy”.
  • Resident Evil (2022) – powszechnie uznany za jedną z najgorszych adaptacji gier w historii, skasowany po jednym sezonie.
Zobacz także:  Gdzie zobaczyć Strefę interesów? Sprawdź najlepsze platformy streamingowe

Z drugiej strony są perełki: Beef, The Diplomat, All Quiet on the Western Front, Black Mirror (wracający po przerwie) – pokazują, że Netflix nadal potrafi dostarczyć coś świeżego. Problemem jest jednak to, że takich produkcji jest coraz mniej proporcjonalnie do liczby premier.

Użytkownicy kontra algorytm

Coraz więcej widzów zgłasza też zmęczenie nadmiarem treści. Algorytmy rekomendacyjne promują nowości, często wypierając starsze, jakościowe tytuły. Efekt? Widz traci orientację. Trudno odróżnić wartościowe produkcje od zapychaczy.

Psychologowie i socjologowie nazywają to „zmęczeniem wyborem” – użytkownicy mają dość przewijania, przeglądania, próbowania i porzucania. W tej sytuacji pojawia się pytanie: czy Netflix naprawdę stawia na oryginalność, czy tylko na masowość i dostępność?

Netflix – ofiara własnego sukcesu?

Trzeba uczciwie powiedzieć: Netflix stworzył standard, który dziś próbują kopiować wszyscy. Amazon, HBO Max, Disney+, Apple TV+ – każda z tych platform tworzy oryginalne treści, inwestuje w jakość i często robi to skuteczniej niż Netflix, bo:

  • Produkują mniej, ale bardziej selektywnie,
  • Inwestują w nazwiska i scenariusze, nie tylko w dane,
  • Budują spójną tożsamość, a nie zalewają użytkownika treściami z każdej możliwej kategorii.

Netflix, chcąc utrzymać pozycję lidera, rozrósł się do rozmiarów, które trudno zarządzać bez upraszczania, automatyzowania i powtarzania rozwiązań.

Czy to naprawdę „koniec oryginalności”?

Nie. To przejściowy kryzys kreatywny, który dotyka każdej platformy na pewnym etapie. Widać jednak potrzebę zmiany. Widzowie chcą:

  • Lepszej selekcji i kuratorstwa treści,
  • Mniejszej liczby premier, ale wyższej jakości,
  • Powrotu do ryzyka artystycznego, które Netflix podejmował odważnie w latach 2015–2018.

W 2024 roku Netflix zapowiedział powrót do ambitnych projektów (np. serial 3 Body Problem od twórców Gry o Tronczy Griselda z Sofíą Vergarą) – może to znak, że platforma zaczyna wsłuchiwać się w głosy krytyki?

Zobacz także:  Zwolnij tempo: Fenomen slow cinema w współczesnym kinie

Podsumowanie: Netflix w punkcie zwrotnym

Czy Netflixowi kończą się pomysły? Nie do końca. Ale niewątpliwie wpadł w pułapkę własnego sukcesu: masowości, przewidywalności i algorytmicznej bezpieczności. Oryginalność wciąż tam jest – trzeba tylko głębiej szukać. A może to właśnie zadanie platformy na nową dekadę: nie tworzyć więcej, tylko tworzyć lepiej. Tego na pewno oczekują użytkownicy Netflix Premium.

Artykuł sponsorowany

Udostępnij artykuł: